Dom Sha-uni znajdował się w stolicy, która była pięknym, starannie przemyślanym miastem zbudowanym na planie okręgu. Wszystkie ulice promieniście przecinały miasto, prowadząc na wielki plac w centrum. Jeśli planowano rozbudowę, to zawsze dodawano nowy okrąg na zewnątrz miasta. Trapezowate budynki lśniły bielą, bo wybudowano je z jasnego kamienia podobnego do ziemskiego marmuru.
Wchodząc w atmosferę Yautjalu, bezpośrednio nad stolicą, Czerwony miał wyjątkową okazję podziwiać geniusz yautjańskiej myśli zagospodarowania przestrzennego.
- Cholera, wygląda jak wielka, biała tarcza na zielonej ścianie - wykrzyknął rozbawiony. - Aż się prosi, żeby przywalić w sam środek jakąś atomówką - dodał, uruchamiając jednocześnie system namierzania.
Nagle alarm zawył niemiłosiernie głośno, a wygaszone do tej pory ekrany monitujące systemy obronne rozbłysły gwałtownie jasnym, ostrzegawczym światłem. Statek Czerwonego namierzany był ze wszystkich stron. Naziemna tarcza rakietowa rozpoczęła odliczanie, wewnętrzne systemy statku połączywszy się z nią, poczęły wskazywać odmierzany czas. Czerwony wpadł w panikę.
- Pauk! Co jest?! - krzyknął, przerażony perspektywą zbliżającej się śmierci. W szoku uruchomił kamuflaż statku, jakby to miało mu pomóc.
- Tu Yautjańskie Jednostki Obrony Planetarnej, mówi centurion Mak-disz. Jeśli za dziesięć nunji nie wyłączysz swoich systemów namierzania, zostaniesz zestrzelony. Powtarzam, wyłącz systemy namierzania statku - rozległ się beznamiętny głos.
- Ale ja wcale nie chciałem, tak tylko... - począł się tłumaczyć sprawca czerwonego alarmu, dezaktywując wspomniany system.
- Kamuflaż też możesz wyłączyć - powiedział głos z drugiej strony i, nim połączenie zostało przerwane, Czerwony usłyszał jeszcze - co za idiota.
Krew w młodym Wojowniku zawrzała, a pięści zacisnęły się tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
- Debil - wycedził przez zaciśnięte zęby.
W tym momencie głośnik ponownie się ożywił, lecz tym razem popłynął z niego kobiecy głos.
- Kontrola lotów, skanujemy twoje ID. Pozostań na obecnej wysokości, aż do momentu zakończenia procedury.
- A niech to - syknął Czerwony. Jego twarz przybrała skupiony i poważny wygląd, a palce z niewiarygodną wręcz szybkością poczęły poruszać się po dotykowym ekranie. W kilka sekund przypisał swojemu pojazdowi ID jedynej znanej mu osoby, która miała prawa lądowania na Yautjalu, chociaż z nich nie korzystała.
- Witamy ponownie - odezwał się ten sam kobiecy głos. - Proszę się kierować do okręgu piątego, sektor ha, stanowisko piętnaste. Życzymy udanego pobytu.
Na monitorze po prawej zajaśniała mapa Yautu, z wyraźnie oznaczonym miejscem lądowania. Wyjątkowo niedogodnym miejscem, zważywszy na cel przybywającego. Piąty kręg od centrum to jakieś półtorejgodziny szybkiego marszu, może być kiepsko, jeśli coś pójdzie nie tak. Mimo wątpliwości Czerwony posadził swój statek w wyznaczonym miejscu. Ze zbrojowni zabrał krótki miecz, dysk i ostrza nadgarstkowe, a czerwoną zbroję okrył długim płaszczem z kapturem. Tak przygotowany stanął przed włazem, zrobił dwa głębokie wdechy i otworzył wyjście. Blask dnia na chwilę go oślepił.
- Kontrola celna - usłyszał tan sam znudzony ton głosu, co przedtem. Widać urzędnicy wszędzie są tacy sami.
- Co? - zdziwił się Czerwony, stając na przeciw dwójki Celników, mężczyzny i kobiety. Mężczyzna spoglądał na niego ponuro, w dłoni trzymał niewielki, przeźroczysty niczym szyba, monitor. Kobieta była wysoka, barczysta i wyglądała jak kulturystka, na smyczy trzymała wyjątkowo paskudnego kundlo-owado-nie-wiadomo-co. Czerwony nie znał tego gatunku. Istota nie miała oczu, łeb, zakończony setką dziwnych wyrostków przypominających mop sznurkowy, trzymała nisko przy samej ziemi. Tułów stwora wyglądał jak odcięty od gigantycznego świerszcza, ale zamiast skakać, istota śmiesznie człapała.
- Kontrola celna - powtórzył mężczyzna. Kobieta wyminęła Czerwonego i, bez pytania o zgodę, wpakowała się do statku.
- Czy ma pan coś do oclenia? - kontynuował Celnik.
- Yyy, nie.
- Czy przewozi pan substancje niebezpieczne, radioaktywne, żrące, trujące, bioaktywne związki chorobotwórcze, w ilościach większych niż regulują to przepisy?
- Nie.
- Czy był pan w którymś z wymienionych przeze mnie sektorów? Układ Urud, planeta UV996X?
Czerwony zaprzeczył ruchem głowy.
- Układ Dotriana, planeta TurionX?
Znowu niepewne zaprzeczenie.
- Układ Zet'tuliona, planeta 13-15X?
- Nie.
- Układ...
- Dużo ich jeszcze? - przerwał zniecierpliwiony i zaniepokojony tymi pytaniami Czerwony. W życiu nie był na tych planetach i w ogóle nie miał pojęcia, o co tu chodzi.
Celnik spojrzał na niego znużony i tym samym beznamiętnym głosem zadał kolejne pytanie.
- Czy był pan na którejkolwiek planecie oznaczonej iksem?
- Nie, a czemu o to pytacie?
- To planety, na których są hodowle Ksenomorfów, każdego, kto stamtąd przybywa, poddajemy kwarantannie - wyjaśnił urzędnik.
- Rozumiem.
Ze statku Czerwonego wyszła rosła Celniczka.
- Czysto - powiedziała i, lustrując owiniętą płaszczem postać Czerwonego, dodała. - Jeśli ma pan przy sobie broń, to proszę zostawić ją na statku. W mieście uzbrojeni mogą być tylko Rozjemcy.
Łowca zaklął w duchu. Jak bez broni miał uwolnić bezpodstawnie uwięzionego mężczyznę? Wątpliwości narastały.
Po odbyciu odprawy Czerwony skierował się w stronę centrum, tam bowiem znajdowały się domy Radnych. Po dotarciu do bramy prowadzącej do domu Sha-uni, Łowca zdjął płaszcz i włączył kamuflaż. Chciał dostać się do środka niepostrzeżony.
Budynek był sporych rozmiarów, a to dlatego że ojciec Sha-uni miał kilka żon i dużo dzieci. Każda żona miała do dyspozycji pokoje w oddzielnych skrzydłach domu i na różnych piętrach. Na parterze znajdowała się ogromna jadalnia, gdzie cała rodzina zasiadała do posiłków. Zwykle dom tętniący życiem dziś okazał się być wyjątkowo pusty. Starsi synowie, ci, którzy byli już przyjęci w poczet Łowców, nie byli obecni w domu. Matki wraz z córkami i młodszymi dziećmi udały się do świątyni, by szykować się do dnia Bogini Płodności Feri, ojciec dziewczyny był na zebraniu Rady Starszych. Na placu za domem pięciu młodych synów Mu-shena, należących do Bezkrwawych, ćwiczyło pod czujnym okiem Mistrza.
Czerwony bez żadnych problemów dostał się do środka, minął jadalnię i udał się na tyły budynku. Tam, według relacji dziewczyny, znajdowały się schody do piwnic domu. Przez kolumnadę Czerwony dostrzegł ćwiczących na placu chłopców.
Rozrywka, przemknęło mu przez myśl i sam się zdziwił, że to pomyślał. Bezszelestnie zszedł po schodach do pomieszczeń pod domem. Słabe, elektryczne światło rozjaśniało mrok. Łowca przesuwając się wzdłuż ściany, sprawdzał wszystkie drzwi. W końcu natrafił na te, których szukał. Przez niewielki wizjer ujrzał przygarbioną postać w czerwonej zbroi siedzącą na pryczy. Drzwi były zamknięte i zabezpieczone kodem.
- Cholera - zaklął cicho Łowca. - Będę musiał trochę pohałasować.
Przymocował do zamka mały ładunek i odsunął się na bezpieczną odległość. Niewielki wybuch rozwalił blokadę i drzwi otworzyły się. Czerwony wszedł do środka. Siedzący do tej pory na małej pryczy chudy Yautjańczyk zniknął.
Nagle coś mocno walnęło Czerwonego w zgięcie kolan, powodując, że Łowca upadł na czworaka. Silny uścisk zacisnął się na jego szyi.
- Kim jesteś? Przyszedłeś mnie zabić, gówniarzu? - rozbrzmiało tuż nad uchem Czerwonego. Łowca czuł na plecach ciężar napastnika.
- Odpowiadaj! Mu-shen cię przysłał? Jeśli tak, to zaraz straci synka - dodał więzień.
Czerwony poderwał się z podłogi z napastnikiem na plecach i gwałtownie opadł do tyłu. Był znacznie wyższy od atakującego, więc nogi tego drugiego na chwilę zawisły w powietrzu. Uderzenie i ciężar ciała Czerwonego odebrały więźniowi dech, zwolnił uścisk.
- Przyszedłem cię uwolnić - wyszeptał szybko młody Łowca.
W tym momencie dym z wybuchu dotarł do czujników przeciwpożarowych i w całym domu zawył alarm.
Czerwony poderwał się na równe nogi i wyciągnął dłoń do leżącego mężczyzny.
- Idziesz? - zapytał.
Więzień patrzył na niego oszołomiony, wahał się.
- Nie znam cię! - próbował przekrzyczeć alarm.
- Poznamy się później, na razie powiem tyle, że siedzisz tu przeze mnie.
Chuda, koścista dłoń wystrzeliła w górę wprost do wyciągniętej, silnej dłoni Czerwonego.
- Jestem Gavo! - przedstawił się starzec.
- Miło mi, lecz teraz nie czas na to - odparł stanowczo Łowca, wyminął starca i ruszył biegiem w drogę powrotną.
- Poczekaj! - darł się za nim Gavo. - Nie jestem już taki sprawny jak kiedyś.
Czerwony pędem wypadł na korytarz, którym przekradał się kilka minut wcześniej. Za nim, sapiąc, człapał uwolniony starzec. Nigdy nie należał do najsprawniejszych przedstawicieli męskiej części tej rasy, ale teraz, z wiekiem, jego kondycja wołała o pomstę do nieba. Usłyszawszy głośne sapanie, młody Wojownik zatrzymał się by sprawdzić, czy więzień za nim nadąża. W tym momencie powietrze przeszyła drewniana pałka ćwiczebna i trafiła młodego mężczyznę prosto w potylicę. To jeden z ćwiczących na placu chłopców, widząc dwóch nieznajomych, zareagował instynktownie, rzucając tym, co miał pod ręką. Ogłuszony Łowca osunął się na ziemię, Gavo dopadł nieprzytomnego i począł nim mocno szarpać.
- Wstawaj, nie czas na sen. No, mały wybawco, ocknij się. - Zdjąwszy maskę ogłuszonego, Gavo klepał go lekko po twarzy.
- Jak mnie nazwałeś? - rozległ się niezbyt przyjemny głos. Gavo od razu zauważył zmianę, jaka zaszła w głosie Łowcy; inny akcent, inna barwa. To, co nastąpiło chwilę później, zaskoczyło go jeszcze bardziej. Wygląd jego wybawcy dosłownie zmienił się na jego oczach. Z łagodnych, jasnych barw, skóra młodego Yautjańczyka przybrała agresywną żółć i pomarańcz, na bokach ciała. Drobne plamki tam umiejscowione zmieniły się w brązowe pasy, nasady włosów przybrały czerwony kolor, a na czole wojownika dosłownie wykwitł wzór w kształcie małego słoneczka. Zaskoczony starzec poderwał się z klęczek i wyprostował gwałtownie. Młody Łowca rozglądał się półprzytomnym spojrzeniem wokoło, w końcu jego wzrok zatrzymał się na starcu.
- Ty - szepnął lekko zachrypniętym głosem. - Znam twoją gębę - dokończył, podnosząc się.
- Stójcie! - Donośny głos Mistrza zatrzymał Czerwonego w pół kroku. - Kim jesteście i co tu robicie?
Młody Wojownik odwrócił się powoli w stronę chłopców i szkolącego ich mężczyzny. Szybko zlustrował każdego z nich, ocenił wiek i uzbrojenie, oszacował odległość i ustalił plan działania.
Mistrz ruchem głowy nakazał starszym chłopcom stanąć po obu stronach przeciwników.
- Nie możecie opuścić tego domu - powiedział nauczyciel, ściskając w dłoniach długą włócznię.
- I co... ty nas powstrzymasz? - zakpił Czerwony, podnosząc z podłogi swoją maskę.
Stary mistrz przyjął pozycję do walki, zamierzał ukarać pyskatego intruza. Stojący za Czerwonym Gavo błagalnie spojrzał na Mistrza. Ruchem głowy i niemym zaprzeczeniem, zdawał się prosić, by ich przepuszczono. Nauczyciel pomny, iż patrzą na niego uczniowie, nie zwrócił na niego uwagi. Chciał popisać się swymi umiejętnościami. Zlekceważył młodego przeciwnika i zaszarżował na niego z włócznią w ręku. Czerwony wykonał błyskawiczny unik, wyszarpnął broń z ręki mistrza, wybił się w powietrze i z półobrotu wbił ją zaskoczonemu Yautji prosto w czaszkę. Siła opadania sprawiła, że włócznia przebiła całe ciało ofiary z góry na dół i utknęła w posadzce. Specjalne mini groty nie pozwoliły osunąć się ciału, lecz przytrzymały je w pozycji stojącej. Stary mistrz zginął, nie bardzo świadom tego, co się stało.
Czerwony spojrzał w kierunku chłopców, pod jego maską zagościł okropny uśmiech.
- Którego pierwszego mam oskórować? - zapytał, sięgając po nóż należący do zabitego Mistrza.
Młodzi adepci sztuki łowieckiej, widząc śmierć swego mistrza, stracili cały animusz, jakim przed chwilą pałali.
- Daj spokój, przyjacielu. Zostaw gówniarzy - próbował ratować chłopców Gavo. - Przecież oni nas nie zatrzymają.
- Zamknij się! - warknął Wojownik. - Nikt nie pytał cię o zdanie! I nie nazywaj mnie swoim przyjacielem, bo nim nie jestem.
- Nie, masz rację, nie jesteś, ale to tylko dzieciaki! Kodeks Honorowy...
- W dupie mam wasz Kodeks Honorowy!
- To tylko dzieci, na Boga! - wrzask starego Yautjańczyka przeszył powietrze, lecz jego słowa nie dotrą już do odbiorcy. W głowie Czerwonego jest już tylko jedna myśl - zabić.
*
Sha-uni miała zakaz opuszczania domu, więc nie mogła iść z siostrami na uroczystości z okazji święta Bogini Płodności. Siedziała w swoim pokoju i zastanawiała się, czy jej ukochany odważy się na rozmowę z jej ojcem.
O swojej ciąży dowiedziała się dopiero w domu, gdy zasłabła pomagając matce w porządkach. Przestraszona kobieta wezwała lekarza, gdyż sadziła, że to jakaś choroba przywieziona z wyprawy. Lekarz dobrze wywiązał się ze swych obowiązków, lecz jedyną "chorobą" jaką stwierdził u dziewczyny, była ciąża. Matka zbladła i o mało się nie przewróciła, na co lekarz zareagował równie szybko, podstawiając jej krzesło pod tyłek. Tego, co wydarzyło się później, Sha-uni wolała nie wspominać. Tak więc teraz wahała się, czy wzywać sprawcę swoich kłopotów, czy samej się z tym uporać. W końcu podjęła decyzję i wysłała wiadomość.
Z zadumy wyrwał dziewczynę głos alarmu przeciwpożarowego, przestraszona zerwała się z łóżka i pognała na parter. Wiedziała, że w domu nie ma nikogo, a trzeba sprawdzić, co się stało. Mijając jadalnię, usłyszała potworne krzyki dobiegające z placu za domem. Na pierwsze zwłoki natrafiła jeszcze w holu, było to ciało jednego z jej braci, chłopiec miał poderżnięte gardło. Sha-uni w szoku podniosła wiotkie, zakrwawione ciałko z podłogi i przytuliła je do piersi.
- Maki - szeptała, kołysząc brata w ramionach. - Maki, to ja, już dobrze, jestem z tobą - łkała, niosąc go na rękach.
Dalej było już tylko gorzej. Na środku placu przeszyty na wylot i przyszpilony włócznią jak motyl, stał stary mistrz. Wokół niego leżały zmasakrowane ciała reszty chłopców. Sha-uni poczuła, że brakuje jej tchu, łzy przesłaniały widok, a serce wyrywało się z piersi. Dziewczyna ze zgrozą rozglądała się po placu, wszędzie była krew. Maki wypadł jej z rąk i bezwładnie upadł na śliską, pokrytą zieloną posoką podłogę. Sha-uni opadła na kolana i przygarnęła brata z powrotem, chłopiec zdał się jej nagle niewiarygodnie ciężki. Nagle kątem oka dziewczyna ujrzała jakiś ruch. Coś zniknęło za ścianą oddzielającą ogród od placu ćwiczeń. Sha-uni rzuciła się w tamtym kierunku, dobiegła do ściany, wyjrzała zza niej i zamarła. Pod kamienną ławką, na której zwykła siadać, próbował ukryć się najmłodszy z chłopców.
Minął zaledwie miesiąc od ceremonii postrzyżyn, która odbywała się, gdy chłopcy mieli dziesięć lat. Wtedy na znak, że przestają być dziećmi, opuszczają matki i przechodzą pod opiekę ojca, przystępując jednocześnie do Bezkrwawych, obcinano im krótko włosy.
W kierunku chłopca zmierzał wysoki, szczupły Yautja odziany w czerwoną zbroję, jego długie rozpuszczone włosy falowały w rytm kroków. Łowca nie miał w ręku broni, kucnął przy ławce i wyciągnął spod niej chłopca. Jego dłonie zacisnęły się na gardle dziecka, potężny uścisk zmiażdżył krtań i kręgi, głowa z nieprzyjemnym chrzęstem oderwana została od wątłego ciałka.
Sha-uni krzyknęła przerażona, wszystko potoczyło się tak szybko, a jednocześnie było jak film puszczony w zwolnionym tempie. Umysł dziewczyny zarejestrował każdy szczegół: przerażone i błagalne spojrzenie chłopca, błysk czerwonej zbroi i ruch mięśni zabójcy, odużający zapach kwiatów i śpiew ptaków w koronach drzew.
Zaalarmowany jej krzykiem zabójca puścił ciało dziecka i skierował się w jej stronę, wciąż trzymając w reku głowę chłopca. Sha-uni przywarła plecami do ściany tak mocno, jakby chciała się w nią wtopić. Zabójca stanął przed nią, był na wyciągnięcie ręki, gdyby tylko miała przy sobie broń.
Wolną ręką mężczyzna przydusił ją do ściany i zaczął się jej przyglądać. Dłonią, w której przed chwilą trzymał małą głowę, przeczesał jej włosy, pozostawiając na nich smużki fluorescencyjnej krwi. Pochylił się i jego zamaskowana twarz znalazła się tuż koło jej szyi.
- Czekałaś na mnie? - wyszeptał.
Sha-uni nigdy wcześniej tak się nie bała. Czuła, że umrze i nawet trochę tego pragnęła - byle szybko i bez poniżenia.
- Broń się - szepnął morderca, odsuwając się kawałek.
- Nie - z trudem wydusiła dziewczyna. Wiedziała, że nie ma szans bez zbroi i broni.
- Broń się! - powtórzył z naciskiem.
- Nie. - Pokręciła przecząco głową, ze łzami wypełniającymi jej oczy. - Nie dam ci tej satysfakcji - odparła, łkając.
Łowca przekrzywił głowę w stronę prawego ramienia.
- Ależ dasz, wierz mi, że dasz - powiedział i, złapawszy za włosy, zawlókł ją szarpiącą się i wrzeszczącą do altany znajdującej się w cieniu wielkiego drzewa.
Sha-uni nigdy nie czuła takiego poniżenia, strachu i bólu. Pragnęła śmierci, ale on nie chciał jej zabić. A kiedy zabrakło jej łez i krzyk uwiązł jej w gardle, wszystko się skończyło. Poszedł sobie, zostawiając ją w cieniu wielkiego drzewa; upokorzoną, zranioną, przyciskającą do siebie resztki potarganego ubrania. I nim świat pogrążył się w ciszy i czerni, Sha-uni usłyszała jeszcze błagalny głos starca, którego złapała na Olteranie i wściekłą odpowiedź zabójcy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Aż się boję Waszej reakcji na wyjątkowe zdolności Czerwonego. Żeby było jasne, nie ma w tym odrobiny magi, ot zwykły mimetyzm. I proszę bez zbereźnych skojarzeń! :D
Nieźle pokręcone. Czerwony ma nieźle poprzewracane w głowie. To drań ze schizofrenią! xD
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie miałam zbereźnych skojarzeń póki nie przeczytałam Twojej prośby o brak zbereźnych skojarzeń... Teraz to już nie wiem co myśleć i zaczynam mieć nadmiar zbereźnych skojarzeń :>
W każdym razie - dużo się działo i udało Ci się nieźle namieszać.
Hej! :) Jesteś może zainteresowana/y wzięciem udziału w konkursie na najciekawsze krótkie opowiadanie o pewnej młodej dziewczynie? (szczegóły podamy wtedy, gdy konkurs się zacznie) Jeśli tak to prosimy o kontakt mailowy amydiamond1992kontakt@gmail.com (chcemy najpierw zebrać chętnych, a potem pisać ogłoszenie). W zgłoszeniu podajcie adres bloga, a jeśli nie macie bloga, to konto np. na facebooku, twitterze, czy innej stronce na jaką często wchodzicie.
OdpowiedzUsuńZapraszamy serdecznie!! Joanna i Izabela :)
Cześć. Chciałabym Cię zaprosić do zareklamowania swojego bloga na moim, dopiero zaczynam, ale mam nadzieję, że to nie będzie przeszkodą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam za spam.
swiat-blogow.blogspot.com
jak tam? kiedy nast. część>
OdpowiedzUsuń