środa, 1 stycznia 2014

23. Przebudzenie

  Lin-kar przebudził się, powoli otworzył oczy, w pomieszczeniu, w którym się znajdował, panowała ciemność. Z okna po prawej stronie wpadało słabe, srebrzyste światło księżyca. Na suficie i przeciwległej do okna ścianie tańczyły dziwne cienie. Yautja leżał w ciemności i wsłuchiwał się w ciszę, lecz jedyne, co usłyszał, to szum wiatru w konarach drzew na zewnątrz. Spróbował się podnieść, niestety był za słaby i  ten drobny wysiłek kosztował go wiele tak cennej w tej chwili energii. Drobne kropelki potu wystąpiły mu na czoło, a po plecach przeszedł zimny dreszcz; był bliski omdlenia, więc opadł z powrotem na łóżko. Przymknął oczy i czekał, aż dziwny szum w głowie ustanie. W końcu rozejrzał się po pokoju, ściany były gładkie, ale nie potrafił stwierdzić z czego je wykonano; pod oknem stał jakiś mebel, a obok łóżka, po prawej, mała szafka. Lin-kar nie mógł skupić swojej uwagi, wciąż odczuwał słaby ból w całym ciele. Zamknął oczy, a po chwili zasnął.
        Przebudził się gwałtownie, gdy coś go dźgnęło. Na krzesełku obok łóżka siedziała chyba najstarsza Yautjanka na świecie. Spoglądała na niego białymi od zaćmy oczyma, miała całkiem siwe włosy, a jej blada, wręcz biała, skóra była pomarszczona niczym kora wiekowego drzewa. Kobieta trzymała w dłoni strzykawkę, odwróciła się w stronę szafki przy łóżku i wymieniła umieszczoną w urządzeniu ampułkę, potem namacała ramię Lin-kara i wbiła w nie igłę.
    - Auć! - zagadnął, nie wiedząc, jak rozpocząć rozmowę.
    - Obudziłeś się nareszcie - odpowiedziała mu kobieta. - Kiepsko z tobą było, oj kiepsko. Ledwo żeśmy cię uratowały.
    - My? - zapytał.
    - Tak, ja i Freja.
    - A, gdzie jestem, jeśli mogę zapytać?
  - Nadal na Styksie, a to jest Odpoczynek Pielgrzyma - odpowiedziała i ruchem ręki wskazała cały otaczający ich pokój. - Jestem Semirra.
Kobieta pozbierała puste już ampułki do niewielkiego pudełka.
    - Jesteś głodny? - zapytała odwracając się w jego stronę.
    - Nie bardzo.
    - Po pięciu długich dniach nieprzytomności mówisz, że nie jesteś głodny, ale musisz jeść by odzyskać siły, inaczej będziesz słaby i Freja nie będzie zadowolona.
    - Nie rozumiem?
    - Wybrała cię.
    - Do czego?
   - Oj, mężczyźni, wszystko trzeba wam powiedzieć wprost, bo sami się nie domyślicie - kiwała głową na potwierdzenie swych słów. - Na ojca swojego dziecka, oczywiście.
Lin-kar zrobił trochę zdziwioną a trochę przerażona minę i niepewnie zaklikał, co wprawiło starą kobietę w szczere rozbawienie.
    - Coś się tak przestraszył? Chyba nie boisz się kobiety? - chichotała zadowolona.
    - Nie - odparł szybko. - Ale ja nie mogę... - próbował się wymówić.
    - Możesz, możesz. Nie odwiedza nas zbyt wielu mężczyzn, a ci, którzy się tu zjawili, nie spodobali się jej tak, jak ty.
    - Nie rozumiesz, ja nie mogę, bo jestem...
    - Nie jesteś, byłeś, a to duża różnica.
    - Jak to byłem?
    - No i znowu muszę ci wszystko tłumaczyć. Są dwa rodzaje kastracji, chirurgiczny ten jest nie odwracalny i chemiczny, który polega na wszczepieniu urządzenia wydzielającego do ciała specjalny lek hamujący wytwarzanie hormonów. Wystarczy usunąć urządzenie i po paru dniach, gdy organizm się oczyści, wszystko wraca do normy.
    - Ale... skąd wiedziałaś?
    - Masz to zapisane w czipie medycznym. Nie wiedziałeś?
    - Nigdy nie sprawdzałem, co tam jest zapisane.
   - A szkoda, bo wtedy wiedziałbyś, że twoja kara miała trwać dziesięć lat - śmiała się kobieta. - No, odpoczywaj, zaraz przyjdzie Freja i przyniesie ci coś do jedzenia.
     Stara Yautjanka opuściła pokój, pozostawiając Lin-kara samego. Łowca wyciągnął się na łóżku i rozważał słowa kobiety. Nigdy nie sprawdzał, co było w czipie, bo nie potrzebował tej wiedzy. Nie zamierzał też zakładać rodziny, przynajmniej nigdy o tym nie myślał. Zastanawiał się, czy przyjaciółka Semirry jest tak samo stara jak ona. Miał nadzieję, że nie, ale jeśli tak. Będzie się musiał jakoś wywinąć, obcowanie z kobietą w tym wieku nie napawało go radością i raczej myśl o tym nie pobudzała go, a wręcz przeciwnie. Spróbował wstać, lecz usłyszał kroki, które wyraźnie się zbliżały. Lin-kar opadł na łóżko i zamknął oczy, udając, że śpi. Do pomieszczenia ktoś wszedł, powietrze wypełnił przyjemny zapach, Łowca modlił się w duchu, żeby kobieta nie okazała się dwustuletnią staruszką, nagle uzmysłowił sobie, że zna ten zapach, śnił o nim.
    - Przyniosłam ci coś do jedzenia - zagadnęła kobieta. Jej głos był łagodny, płynny i zalotny.
    - Dziękuję - odpowiedział, nie otwierając oczu.
    - Nie ma za co. Jedź bo ci ostygnie.
W końcu Lin-kar otworzył oczy i spojrzał. Freja okazała się być kobietą z jego snów. Przyglądał się jej przez chwilę zaciekawiony. Była całkiem ładna i dużo, dużo młodsza od Semirry, miała zgrabną, bardzo kobiecą, sylwetkę. We włosach nosiła koraliki, a na czole namalowany miała znak przedstawiający oko zamknięte w piramidzie. Jej kremowozieloną skórę okrywała piękna zbroja, co jeszcze bardziej zdziwiło Łowcę. Lin-kar nie mógł oderwać wzroku do dziwnego wyobrażenia szponiastych dłoni obejmujących wydatny biust Yautjanki. Ten niezwykły napierśnik uwydatniał raczej niż ukrywał to, co tak bardzo przykuwało uwagę męskiej części tego drapieżnego gatunku.
    - Podobam ci się? - zapytała widząc, jak się jej przygląda.
Lin-kar zmieszał się.
   - Co to jest? - zapytał pokazując talerz, miał bowiem nadzieję na zmianę tematu, bo i owszem, kobieta podobała mu się i to nawet bardzo, ale nie chciał wyjść przed nią na napalonego samca.
    - To mięso z samusa, takiej tutejszej ryby oraz sałatka z jarzyn, które uprawiamy w naszym ogrodzie - odpowiedziała Freja i opuściła pokój.

        Na drugi dzień ojciec Nan-ku czuł się już dużo lepiej i na jego prośbę Semirra zaprowadziła go do łaźni.
        Na środku sporego pomieszczenia znajdował się basen z gorącą wodą podgrzewaną we wnętrzu planety i tłoczoną z powrotem na powierzchnię prosto do basenu. Dla wyrównania i obniżenia temperatury, w pomieszczeniu i w basenie, ze ściany na przeciwko wejścia, niczym wodospad, spływała zimna woda, mieszała się ona potem z tą gorącą w basenie, nadając jej idealną dla Yautja temperaturę czterdziestu pięciu stopni. W pomieszczeniu panował nastrojowy półmrok oświetlany tylko specjalnymi, umieszczonymi w podłodze, lampkami, które, niczym oświetlenie lotniska, naprowadzały użytkownika łaźni do basenu.
        Lin-kar zrzucił luźną togę, którą otrzymał od Semirry i, zupełnie nagi, zanurzył się w gorącej wodzie. Przyjemne ciepło rozgrzało mu mięśnie. W łaźni unosiła się para i przyjemny kwiatowy zapach. Basen zbudowano tak, by przy wejściu był płytki i woda tam sięgała zaledwie kostek. Dno łagodnie opadało i przy ściennym wodospadzie Lin-kar musiał stać, by utrzymać głowę nad powierzchnią. Łowca zdecydował się usiąść na jednym z siedzisk. Woda sięgała mu do piersi, głowę wsparł na specjalnym oparciu, zamknął powieki i oddał się rozmyślaniu.
        Szum spływającej po ścianie cieczy i przyjemne ciepło uśpiły czujność yautjańskiego wojownika. Zatopiony we własnym świecie, nie usłyszał cichych kroków ani delikatnego dźwięku zrzucanego na podłogę materiału. Nie poruszył się gdy metalowa taca delikatnie zabrzęczała przy zetknięciu się z kamienną posadzką, a na wodzie utworzyły się maleńkie fale. Z marzeń, koszmarów, a może snu wyrwało go dopiero delikatne uszczypnięcie w ramię. Podskoczył przestraszony.
    - Freja?! - wydukał zmieszany jej widokiem i tym, że podeszła do niego tak blisko, a on się nawet nie zorientował.
    - Przyszłam ci pomóc - odpowiedziała łagodnie, spoglądając na niego wyzywająco.
    - Dziękuję, ale nie trzeba, sam mogę...
    - Oj, nie bądź dziecinny. - Przysunęła się bliżej i sięgając nad jego głową wystawiła mu na widok swoje piersi. Lin-kar głośno przełknął ślinę, ale nie oderwał wzroku.
    - Odwróć się - powiedziała rozkazującym tomem.
    - Co? Po co?
    - Aleś ty dziki, przecież nie zrobię ci krzywdy. No dalej, odwróć się.
Zrobił, co mu kazała, choć miał pewne opory. Freja przysunęła sobie bliżej tacę, na której stała miseczka i butelka wypełniona różowym płynem. Nalała go do miseczki, a potem pomału i dokładnie zaczęła zsuwać wszystkie metalowe pierścienie, które zdobiły włosy Lin-kara.

Ale za mnie idiota - myślał Łowca. - Dwadzieścia lat na Ziemi zrobiło swoje. Kiedyś nawet bym się nie zastanawiał, tylko brał skoro dają, a dzisiaj boję się jak... Warknął zły na siebie, że to ona podjęła inicjatywę.
    - Mówiłeś coś? - zapytała, nie przerywając swojego zajęcia.
    - Chciałem zapytać, czy oprócz ciebie i Semirry są tu jeszcze jacyś Yautja?
    - Nie, kiedyś bywało ich tu bardzo wielu, ale to było dawno temu. Teraz świątynia jest pusta.
    - Świątynia?
    - Tak, ale o to musisz pytać Semirrę, ja nie potrafiłbym ci wszystkiego wyjaśnić, a na pewno miałbyś dużo pytań.
    - Jesteś kapłanką? - opuścił go cały zapał, którym jeszcze przed chwilą pałał. Kapłanki były nietykalne.
    - Ja? Skądże znowu, to nie dla mnie. Wychowałam się tutaj i tyle.
    - Semirra to twoja matka, babka...
    - Nie żartuj, ona jest kapłanką, ostatnią wyznawczynią i strażniczką starej wiary.
    - Starej wiary? Masz na myśli Paya.
    - Jakiego tam Paya, mam na myśli wiarę z przed wojny domowej.
    - Jakiej wojny?
   - Nie przyszłam tu po to, by udzielać ci lekcji historii. Na pewno nie. - Odłożyła ostatni pierścień do miseczki i złapała go za rękę. - Chodź, sprawdzimy, czy taki dobry z ciebie wojownik.
Pociągnęła go w stronę basenu, gdzie woda była najpłytsza i położyła się tam na wznak. 
A co mi tam - pomyślał Lin-kar.

*

      Po paru dniach picia i użalania się nad losem, Mu-shen w końcu zebrał się w sobie i opuścił swoją samotnię. Posłańcy od Rady Starszych odsyłani byli z wiadomością, że Radny choruje, co było raczej tandetną wymówką dobrą dla Ziemian, ale nie dla Yautja. Obraz tego dumnego wojownika wychodzącego z ukrytego pokoju był równie żałosny, co zapijanie problemów życia doczesnego. Mu-shen śmierdział alkoholem, był blady, bo prawie nic nie jadł i miał na sobie to samo odzienie, w którym prawie tydzień wcześniej zasiadł w wygodnym fotelu za swoim wielkim biurkiem. Chwiejąc się i przytrzymując ściany, zamierzał właśnie udać się do jadalni, gdzie o tej godzinie zasiadano do obiadu. Nim udało mu się tam dotrzeć, ktoś złapał go w pasie i podtrzymując zmienił kierunek Mu-shenowej pielgrzymki.
        To jego żona Ushi-ni nie chcąc, by młodzi oglądali ojca w takim stanie, zaprowadziła go najpierw do łaźni. I robiąc mu wyrzuty, pomogła doprowadzić się do normalnego stanu.
    - Jak ty wyglądasz?! - Wściekała się, usiłując zaprowadzić go do basenu z gorącą wodą.
    - Co, nie podobam ci się?
    - Przynosisz wstyd rodowi, z którego się wywodzisz.
    - Co ty możesz o tym wiedzieć? Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Nie wiesz nic o mojej rodzinie. Żyjesz sobie spokojnie...
    - Wiem - przerwała mu. - Wiem, że twój ojciec spaliłby się ze wstydu, widząc cię takim.
    - Ha! Mój wielki ojciec! Wspaniały wojownik! Idiota, który zabrał rodzinę na wyprawę i przyczynił się do ich śmierci. Chcesz, mogę też cię zabrać na polowanie.
    - Daj spokój, dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli. Dajesz dzieciom zły przykład. Szlachetna krew...
    - Jaka szlachetna krew? Nie ma jej i nigdy nie było.
    - O czym ty gadasz?
    - Jestem bękartem, bastardem bez czci i honoru.
    - Oszalałeś, zupełnie ci odbiło.
    - Wynoś się! No, już! Nie chcę cię więcej widzieć! Przyślij mi tę nową pokojówkę, na nią mam ochotę. - Śmiał się jak szaleniec, rozciągając się wygodnie w wodzie.
       

*
        Wiele, wiele lat wcześniej na Styksie mały chłopiec imieniem Norha ukrywał się za magnetycznym pojazdem jakiegoś wojownika. Razem z dwójką przyjaciół, małym Zendi, małpoludem z rasy Mugu, i Uklją yautjańską dziewczynką, obserwowali grubego cukiernika wykładającego słodycze na wystawie swojego sklepu. Byli bardzo biedni, żadne z nich nie miało rodziców.
         Dzieci mieszkały na ulicy, gdy było ciepło sypiały pod gołym niebem, lecz kiedy Styks ogarniały jesienne i zimowe chłody, trójka przyjaciół chroniła się w jaskiniach za miastem. Tam niestety wcale nie czuli się bezpieczni, a szukanie pożywienia też nie było łatwe. Nie to co w mieście, tu zawsze można było coś ukraść albo wygrzebać z odpadków. Żadne z nich nigdy nie odważyło się oficjalnie żebrać, bo zwróciliby na siebie uwagę.
          Oczywiście system socjalny zapewniał sierotom lub porzuconym dzieciom prostytutek wychowanie, lecz młodzi obywatele Styksu mieli świadomość, jaka przyszłość czekałaby ich po opuszczeniu sierocińca. Zendi, jako podgatunek, zostałby niewolnikiem i musiałby wykonywać najcięższą i najwstrętniejszą pracę, której nie podjąłby się żaden Yautja. Uklja, co najwyżej, mogłaby liczyć na miejsce w przytulnym charmie jakiegoś dobrze urodzonego lecz pozbawionego praw Łowcy, a Norha jako yautjański młodzieniec wcielony zostałby do sił porządkowych. Dzieci same chciały decydować o swoim losie, były odważne i harde.

        Tłusty cukiernik wystawił właśnie ogromne ciastka posypane jadalnymi płatkami kwiatów i ustrojone owocami maczanymi w miodzie. Norha kiwnął w stronę Zendiego i mały małpolud ruszył przed siebie, wparował do sklepu złapał pierwsze dostępne dla niego ciastko i wybiegł z krzykiem. Gruby cukiernik rzucił się w pogoń za dzieckiem, złorzecząc mu i obiecując obdarcie ze skóry, gdy go złapie. Na to właśnie czekali Norha i Uklja, pędem wpadli do sklepu i napakowali do niewielkich worków tyle słodkości, ile im się zmieściło. Ukja ładowała właśnie swoje ulubione rurki nadziewane gęstą śmietaną uzyskiwaną z mleka Doranów, ośmionogich, włochatych zwierząt przypominających ziemskie wielbłądy, gdy ktoś złapał ją w stalowym uścisku. Była to przeraźliwie chuda żona cukiernika.
    - Mam was małe ścierwa! - syknęła przez zaciśnięte zęby.
    - Aaa, Norha, pomóż mi - błagała o pomoc Uklja, a jej szczupłe ramię wbijały się ostre pazury żony cukiernika. Zielona, neonowa krew pojawiła się na skórze dziewczynki.
        Norha rzucił worek na ziemię, złapał długi nóż, którym cukiernik kroił swoje wypieki na porcje, wskoczył na ladę i szybkim ruchem poderżnął kobiecie gardło. Uklja krzyknęła przerażona, nigdy bowiem nie widziała, jak z przeciętej aorty, niczym z fontanny, tryska krew. Notha złapał dziewczynkę za ramię i pociągnął ją za sobą, udało mu się też uratować jeden z zapełnionych słodyczami worków. Dzieci wypadły na ulicę, która zaczęła się już zapełniać gapiami. Ktoś krzyknął "mordercy" i wskazał na dwójkę maluchów. Uklja ociekała krwią, więc wymówki nic by nie dały. Norha pociągną małą za sobą.
    - Szybciej - popędzał ją - biegnij szybciej!
Coś nagle niemiłosiernie mocno uderzyło Uklję w plecy i dziewczynka straciła równowagę. Przewróciła się, pociągając za sobą dzielnego chłopca. Norha nie wiedział, co się stało, spoglądał na swoje rozbite kolana i na płaczącą przyjaciółkę i nie rozumiał, dlaczego ona nie może się podnieść.
    - Chodź, Uklja, na wszystkie skarby tego świata, wstań!
    - Nie mogę, Norha, plecy mnie bolą.
Chłopiec zerknął, pomiędzy łopatkami dziewczynki sterczała wąska i krótka strzałka, nie miała na celu zabicia dziewczynki, lecz sparaliżowania. Norha spróbował podnieść ją i wynieść w bezpieczne miejsce.
    - Odpuść sobie młody! - usłyszał za sobą rozbawiony męski głos. - Może i jesteś śliny, ale z takim bagażem nie uciekniesz, a poza tym ja i tak bym cię dogonił.
Norha wiedział, że to ten osobnik strzelił do Uklji, wściekły rzucił się na napastnika. Z zaciśniętymi pięściami ruszył w jego kierunku, tamten przestał się śmiać, lecz z wyrazem całkowitego zaskoczenia gapił się na małego.
    - Walcz jak mężczyzna!- Norha wyzwał młodego wojownika.
Zaskoczenie zniknęło już z twarzy tamtego i na powrót zagościło na nim rozbawienie.
    - Dzielny z ciebie dzieciak, ale tym razem nie masz szczęścia.
Kolejna strzałka przeszyła powietrze i utknęła w ramieniu chłopca.


        Spoglądali na niego z dozą żalu i zdziwienia; niektórzy uśmiechali się, ale to nie był grymas radości, lecz ubolewania nad głupotą młodego Łowcy z Yautjalu. Opowiedział im, co go dzisiaj spotkało, przyprowadził dzieciaka i przedstawił jakiś dalekosiężny plan, ale wszyscy zgromadzeni w tej jaśniejącej południowym słońcem sali odczuwali pewien rodzaj niedosytu i niedowierzania.
    - No i co wy na to? - zapytał młody, szczupły osobnik, który dwa dni wcześniej przybył z rodzimej planety. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych, wszyscy byli doświadczonymi wojownikami, widać było, że się zastanawiają, żaden jednak nie dał odpowiedzi.
    - Zaraz przyjdzie Krean i opowiesz mu swoją historyjkę jeszcze raz. - Usłyszał rzeczową odpowiedź z ust paskudnego osobnika o wyglądzie kanibala. Wielki jak stodoła wojownik z barkami tak szerokimi, że mógłby objąć czterech dorosłych mężczyzn i zmiażdżyć ich w uścisku; z wciąż niezabliźnionymi ranami po niewiarygodnie krótkim obcięciu włosów, rzucił młodemu wyzywające spojrzenie.
    - Siadaj Roth, opowiesz wszystko staremu, a on podejmie decyzję. - Zaprosił go mały Łowca. Roth przyjął zaproszenie i usiadł obok.
    - Jestem Roch-an'din i jak widzisz, jestem karłem - przedstawił się niewielki wojownik.
    - Tak, słyszałem o tobie, jesteś podobno bardzo niebezpieczny...
    - Tylko dla tych, którzy mi się narażą - szczerze roześmiał się Roch.
         Z natury był pogodnym i wesołym Yautją, lubił żarty i często robił wszystkim psikusy, zwłaszcza tym, którzy nie znali się na żartach.
    - Widzisz tego wielkoluda? - Roch wskazał skinieniem głowy kanibala. Roth przytaknął. - Spójrz na jego włosy, widzisz, jak krótko są obcięte? Wczoraj jeszcze pewnie krwawiły - szeptał młodemu prawie do ucha. - On jest nienormalny, wszyscy to wiedzą, lubi sam sobie zadawać ból. Mówi, że wtedy czuje, że żyje. Podobno żywi się mięsem innych Yautja, to ma mu dać ich siłę i zręczność, poradziła mu tak wiedźma z doliny. Ohyda. Nikt go niestety nie złapał na gorącym uczynku, więc nadal będzie kontynuował swój haniebny proceder, a wiesz, kogo najłatwiej złapać? Dzieci i kobiety.

        Do sali wszedł stary Yautjanczyk, podtrzymywało go dwóch młodych i pięknych młodzieńców. Krean zasiadł na wyznaczonym dla niego miejscu, jego włosy sięgały posadzki, były szare jak gołębie piórka. Mistrz powiódł żółtym spojrzeniem po zgromadzonych i zatrzymał wzrok na młodym wojowniku, mlasnął zadowolony i uśmiechnął się.
    - No to masz przerąbane - wyszeptał Roch. - Stary uwielbia młodych chłopców, widzisz tych dwóch? Teraz za to ma chrapkę na ciebie.
         Roth zerknął z przerażeniem na Kreana i pomyślał, że stary wygląda jak wykuty z czarnego kamienia. Przedziwny obraz lub posąg zapomnianego bóstwa. Szare włosy okalały twarz i ramiona pokryte zupełnie czarną skórą. Na nagiej piersi Kreana lśnił łańcuch ze szlachetnego metalu, na którym zawieszony był wisior przedstawiający oko zamknięte w piramidzie. Dłonie starego zakończone były wyjątkowo długimi szponami. Roth wzdrygnął się na myśl, że stary miałby ochotę drapać go tymi pazurami, albo sięgnąć po jego... Otrząsnął się z tych myśli, nie jest niewolnikiem i nikt nie może go zmusić do służenia w ten sposób.

    - Powiedz, z czym przychodzisz? - odezwał się jeden z młodzieńców towarzyszących Kreanowi.
Roth wstał, dumnie uniósł głowę i patrząc prosto w oczy starego, jeszcze raz opowiedział wydarzenia dzisiejszego poranka.
    - Co zatem proponujesz? - zapytał Krean.
   - Podmienić go. Nie teraz bo jest jeszcze za młody i nieokrzesany, jego zachowanie bardzo szybko zwróciłoby na niego uwagę. Poza tym jest trochę wyższy od syna Przewodniczącego Rady. Myślę, że powinien się uczyć wszystkiego, czego uczy się mały Mu-shen, a sama zamiana powinna zostać przeprowadzona, gdy tamten będzie wchodził w wiek męski.
    - Jak chciałbyś to przeprowadzić?
   - Należy wprowadzić naszego człowieka do domu Przewodniczącego, niech obserwuje chłopca, pozna jego zachowanie, w miarę możliwości niech nagrywa młodego. Norha będzie się uczył go naśladować, będzie chodził jak on, mówił, gestykulował. Powinien nawet myśleć, że jest jego synem. Wmówienie sierocie, że pochodzi ze szlachetnej yautjańskiej rodziny, nie powinno być trudne.
    - A kiedy dokonamy podmiany?
  - Myślę, że na pierwszym samodzielnym polowaniu byłoby najlepiej. Chłopak zaginąłby, a potem w cudowny sposób po pewnym czasie, oczywiście, odnalazł się. Stary Kon-shen przyjąłby go z wielką radością i szczęściem, że odzyskał utraconego, jedynego syna.
    - Tak, głupotą jest posiadanie tylko jednej żony! - odezwał się jeden ze zgromadzonych znany z tego, że miał bardzo liczny harem.
    - A jeżeli dzieciak nie zechce się uczyć? - Krean nie zwrócił uwagi na poprzedni komentarz.
    - Zechce, to leprze niż głód i zimno. No i mamy jeszcze jego przyjaciół, dla nich gówniarz zrobi wszystko.
    - Dobrze, wprowadź plan w życie.
    - Ja? Nie mogę, muszę wracać na Yautjal, za tydzień żenię się z córką jednego z Radnych!
    - Więc się nie ożenisz! Wymyśliłeś to wszystko i teraz dopilnujesz, żeby nie było problemów!
    - Ale ja...
    - Żadnego "ale". Podjąłem decyzję. Zostajesz tutaj!

*                        
        Do łaźni weszła młoda dziewczyna, w domu Mu-shena nie pracowała długo i nie wiedziała, czego może się spodziewać po swoim chlebodawcy. Radny spojrzał z zadowoleniem na służebną.
    - Podaj mi ręcznik - rozkazał.
Dziewczyna obróciła się wokół własnej osi w poszukiwaniu cienkiego płótna służącego do wycierania ciała, zauważyła je przerzucone w nieładzie przez oparcie drewnianej ławki stojącej pod ścianą. Lekkim krokiem podeszła do mebla i ujęła w dłonie materiał, gdy się odwróciła Mus-hen stał już za nią. Uśmiechnął się tryumfująco i obłapił dziewczynę w pół, pokojówka zesztywniała nie wiedząc, jak się zachować, paskudny uśmiech nie schodził z twarzy Radnego. Yautjanka spróbowała z uśmiechem oswobodzić się z uścisku, lecz jej pan nic sobie nie robił z protestów. Szarpnęła się gwałtowniej, taka hańba nie mogła przecież spotkać jej w tym domu z ręki tego powszechnie szanowanego obywatela stolicy.
Zwiewna sukienka dziewczyny pękła na szwie z boku odsłaniając krągłe biodro, Mu-shen powalił dziewczynę na wilgotną kamienną podłogę i wcisnął się między jej uda.
    - Ojcze?! - Łagodny głos jednego z synów wyrwał go z powziętego już zamiaru. - Znowu przybył poseł z wiadomością od Rady Starszych, powiedział, że nie ruszy się spod drzwi, dopóki nie przekaże ci wiadomości.
        Mu-shen zerknął na syna, był to jeden z tych, których niedawno wysłał na Ziemię.
    - Powiedział czego chce?
    - Nie, wiadomość przeznaczona jest do uszu własnych radnego, czyli twoich.
    - Niech zaczeka chwilę, jestem zajęty.
Młody Łowca przez cały czas nie odrywał wzroku od dziewczyny, która z niemym błaganiem wpatrywała się w niego.
    - Plotka głosi, że starzec nie pociągnie już długo - kontynuował.
        Ta wiadomość wywarła wreszcie pożądany efekt i Mu-shen zwlókł się z pokojówki, naciągnął na siebie tunikę i wychodząc powiedział jeszcze do syna. - Skorzystaj, jeśli masz ochotę. - Śmiejąc się opuścił łaźnię.
        Syn radnego ciągle patrzył na siedzącą teraz na podłodze dziewczynę, a ona jakby na coś czekając, spojrzała na niego i rozchyliła usta.
    - Ubieraj się - rozkazał, nim jakikolwiek dźwięk wydobył się z jej gardła.
       

17 komentarzy:

  1. Czytałam to i wydawałam dziwne dźwięki. Od początku uwielbiam Lin-kara, ale teraz to już go kocham xD Jaki uroczo nieporadny (i jakże taktowny jeśli chodzi o patrzenie kobiecie... "w oczy" xD).
    Rozdział świetny. A Mu-shen i jego rodzinka... oj ciekawie, ciekawie.

    Poza tym dziękuję za noworoczny prezent w postaci nowej notki xD
    No i życzę szczęśliwego nowego roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Oj, jaka ja jestem nietaktowna, zapomniałam napisać życzenia moim czytelnikom, ale muszę się usprawiedliwić, tak zależało mi na dodaniu tego rozdziału, abyście mieli co czytać, że na śmierć zapomniałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam życzenia. Prezent w postaci nowej notki jest sto razy lepszy ;)
      Od razu taki miły początek xD
      Ja się w końcu muszę wziąć za siebie, bo w kółko nie mogę się zebrać do poprawienia i wrzucenia swojego opowiadania.

      Usuń
  3. W ogóle to ps...
    Jest inicjatywa z mojej strony i paru zaprzyjaźnionych osób odnośnie przetłumaczenia książek Perrego o Predatorach. Tłumaczenie będzie publikowane na blogu avp-prey.blogspot.com - blog jest prywatny, ponieważ wolę uniknąć kłopotów z prawami autorskimi. jest też myśl by potem zainteresowanym udostępnić pełne tłumaczenie w formie pdf. Pierwsze rozdziały są już w trakcie tłumaczenia, więc jeśli będziesz chętna by poczytać to daj znać na lyapred(at)gmail.com, a wyślę Ci zaproszenie dla czytelnika. W zależności od czasu ekipy przewidujemy publikację pierwszego kawałka na drugi tydzień stycznia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dachande, błagam, dołącz i mnie do grupy czytelników. Próbowałam czytać po angielsku Prey, ale moja znajomość tego języka jest jednak ogranoczona :-(. Nie wiem czemu te książki nie zostały wydane w języku polskim, skoro jest na nie tak duży popyt. bądź dobrą wróżką i spełnij moje noworoczne życzenie :-D

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ju-na - wyślij mi wiadomość na maila, którego podałam, bo potrzebuję Twojego adresu w gmailu ;)
      Ja również nie wiem czemu tego u nas nie wydano, bo Perry to moim skromnym zdaniem najlepszy pisarz w tej tematyce. (Jeśli jesteś zainteresowana to mogę Ci również udostępnić jego trylogię o Obcych). Co do AvP Prey - kocham tą książkę - płakałam, wściekłam się i czytałam dziesiątki razy. (Stąd mój nick ;)). Tylko szczerze uprzedzam po przeczytaniu tej trylogii można znienawidzić oba filmy AvP xD
      W każdym razie wszystkie szczegóły i dostęp do bloga - w kontakcie ;)

      Usuń
    4. wiadomość poszła :-)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sommer, nie przejmuj się życzeniami, sprawiłaś mi wielką przyjemność nowym rozdziałem :-). Ja również uwielbiam Lin-kara, fantastycznie go opisujesz, bez problemu potrafię wyobrazić sobie jego miny ;-). Brakuje mi tylko w nim tego predziowego pazura ;-). I ten Mu-shen, tzn podmieniec... Uprzedzałaś, że namieszasz, ale nie sądziłam, że aż tak. Czekam niecierpliwie na kolejne wpisy :-D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lin-kar odzyska zapewne pazur wraz z poczuciem męskości ;)

      Usuń
    2. ależ na to liczę :-P

      Usuń
  6. Robi się coraz ciekawiej. Jako, że raz na ruski rok komentuję hurtowo to dzisiaj skomentuję konkretnie ;)
    Rozdział ciekawy. Nie spodziewałem się takich zawirowań z Mu-shenem i jego historią. Co do Lin-kara to w tym rozdziale chyba jak dotąd najwięcej razy doprowadzał mnie do śmiechu. Aczkolwiek przyczepię się do jednego drobiazgu: "Łowca modlił się w duchu, żeby kobieta nie okazała się dwustuletnią staruszką" - 200 lat to dojrzałość, nie starość. Yautja z Predatora 2 miał około 300 lat i staruszkiem nie był. Raczej kimś jak Lin-kar - dojrzałym i doświadczonym Łowcą. Albo Scarface z "Predator Concrete Jungle" można obliczyć, że miał około 150 lat i uchodził za młodego, na dodatek był niesamowicie sprawny (ranny zabił trzech Yautja Złej Krwi). Czyli bez przesady z tym wiekiem ;) Swoją drogą ciekawy zbieg okoliczności - czytam dwa fanfiki o Predatorach i oba mają ten sam tytuł najnowszej notki ;)

    A teraz tak na marginesie...
    Po pierwsze - kiedy można liczyć na notkę z Sha-uni? Bo bardzo jestem ciekaw co się z nią dzieje.
    Druga sprawa (tutaj również piszę do Ju-ny). Jeśli chodzi o tłumaczenie "AvP Prey" - to ja się zajmuję większą częścią pierwszego rozdziału i już mogę powiedzieć, że ze względu na pracę rozdział będzie pewnie gotowy nie w przyszłym tygodniu jak pisała Dachande, a za dwa tygodnie. Niemniej będzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sommer - wielgachne podziękowania za wspaniały noworoczny prezent :)
    Rozdział świetny. Zwłaszcza Lin-kar i jego sercowe kłopoty. Mistrzowsko to opisałaś, praktycznie miałam przed oczami wszystkie sytuacje. No i naprawdę mnie zaskoczyłaś nagłym zwrotem akcji dotyczącym kastracji. Ogółem tak mnie kupiłaś Lin-karem, że później musiałam drugi raz czytać fragment o Mu-shenie, bo wciąż miałam za dużo Lin-kara w głowie ;)
    Z niecierpliwością czekam na więcej (zwłaszcza na Gavo :D)


    @Wolfi: No wiesz, Lin-kar jest po podwójnym kryzysie to woli młodsze panienki. Na przykład takie w wieku Sha-uni :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak się cieszę, że rozgorzała tu taka dyskusja. Przyznaję, że nie czytałam niczego z fandomu Predatora, a swoją wiedzę czerpałam tylko z filmów i jednej takiej angielskojęzycznej strony, reszta to moja wyobraźnia. Dlatego, między innymi, mam problem z określeniem ich wieku, bo tak naprawdę nie wiem ile lat żyje taki Yautja. Wiem, że to długowieczna rasa. Moje pytanie, jak obstawiacie, ile lat powinien mieś taki bardzo stary Predator?

    Jeszcze jedno, myślałam, że mnie obsmarujecie z góry na dół za tę informację, że Freja wybrała sobie Lin-kara na tatusia dla swojej pociechy, ale chyba już wiecie, że tu nic nie toczy się gładko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się domyślam :) Bo z równą frajdą czytałam komentarze pod notką co i notkę.
      Ja też się przyznam, że oprócz filmów znam tylko "Predator:Concrete Jungle" i parę komiksów. Powiem Ci, że też nie bardzo wiem ile maksymalnie żyją. W "CJ" był taki Predator - Dark Blade, który musiał mieć koło 400 lat bo był już siwy, ale nadal był liderem klanu, więc musiał być silny. Dlatego nie wiem. Może jakoś z 500?

      No wiesz co? Za to?! Jak dla mnie wątek Freji i Lin-kara był najlepszy! Normalnie moja ukochana para w tym fanfiku :D

      Usuń
    2. Nie widać tego po Tobie, bo naprawdę dobrze kreujesz swój świat.
      Co do wieku... To w sumie nigdzie nie podano konkretnego, ale można wnioskować, że żyją co najmniej kilkaset lat. Taka jak Semirra to mogłaby mieć śmiało i 800 lat. Skoro często pojawiają się wojownicy mający ponad 300 lat i są sprawni to myślę, że taka kobieta, która nie walczy i spokojnie sobie żyje mogłaby spokojnie mieć dwa razy tyle. Zwłaszcza, że samice są też zdrowsze. Ale uważam, że nie ma co określać dokładnie wieku - opisujesz tak obrazowo, że nie potrzeba tu niczego określać.

      Aż z ciekawości spytam czemu mielibyśmy Cię obsmarować akurat za ten wątek? Mi się podobało, zwłaszcza pomysł z chemiczną kastracją. Tak zaawansowana rasa powinna używać równie zaawansowanych metod. Tak samo jak pomysł z czipem medycznym był świetny.
      Ale pomijając to wszystko obraz Lin-kara, któremu lata na ziemi i poczucie braku męskości namieszały w głowie, a który teraz ma okazję w końcu znów być z kobietą był niesamowicie zabawny.

      Usuń