wtorek, 15 października 2013

15. Narodziny

   Gavo zatrzymał się na skraju terenu dotkniętego wybuchem i jeszcze raz obejrzał się za siebie. Po środku leja, gnany wiatrem, tańczył niewielki wir z piasku. Słońce jak zawsze prażyło niemiłosiernie, nic nie robiąc sobie z tego, że na świecie było już o jedną istotę mniej. Wszystkie nadzieje i pragnienia, które wróciły ostatnio ze zdwojoną siłą, opuściły nagle starego Yautję. Nie chciało mu się wracać na statek, więc usiadł na rozgrzanym piasku i oddał się wspomnieniom, nie zwróciwszy nawet uwagi na fakt, że gorący pył parzył go w pośladki.


     Tego dnia wstał wcześniej niż zwykle. Planowany na popołudnie zabieg odłączenia pierwszej hybrydy z przyczyn technicznych przesunięto o trzy godziny. W pośpiechu zjadł śniadanie i udał się do laboratorium. Przed pojemnikiem z w pełni już rozwiniętą i gotową do narodzin hybrydą, stał Ten-ku. Gavo zmierzył go wzrokiem. Jak zwykle nienaganny wygląd - pierścienie na włosach zawsze miał na tej samej wysokości, idealnie biały i gładki uniform podkreślał umięśnioną sylwetkę. Ideał w każdym calu, pomyślał Gavo i spojrzał na biurko Ten-ku. Idealny, symetryczny porządek podkreślał charakter właściciela. Cholerny perfekcjonista, kolejna myśl przemknęła przez głowę naukowca.
   - Spóźniłeś się! - odezwał się szorstkim, stanowczym głosem twórca całego projektu.
   - Mogłeś powiadomić mnie wcześniej - bronił się Gavo.
  - Zakładaj uniform i pomóż mi. Nie możemy dłużej czekać, płyn staje się mętny, musimy go wydobyć albo się udusi.
  - Mówiłem, że trzeba wymienić filtry! - wściekał się zakładając biały kombinezon. Zapiął się niedbale i krzywo. Ten-ku spojrzał na niego z dezaprobatą.
  - Wyglądasz jak fleja. Przygotuj sprzęt reanimacyjny, a ja spuszczę płyn ze zbiornika.

Gavo szybko uruchomił komputery i spojrzał na zbiornik, w jego wnętrzu w zielonym, mętnym już płynie unosiło się malutkie, skulone ciałko. Zawartość pojemnika zabulgotała i pomału jej poziom zaczął się obniżać, gdy ostatnia kropla spłynęła do ścieków, na dnie zbiornika pozostała mała hybryda. Ten-ku odkręcił kopułę przeźroczystego zbiornika i wyjął z niej dziecko, trzymając je za nogi.
   - Zrobisz mu krzywdę! Od razu widać, że nie masz własnych dzieci. - Oburzył się Gavo, widząc podejście towarzysza do noworodka.
Ten-ku spojrzał na niego z wyrazem bezgranicznej odrazy.
  - Ale jest paskudny - wycedził przez zaciśnięte zęby.
  - A jaki ma być? Po tylu miesiącach w wodzie też byś tak wyglądał.
Odessali małemu płyn z ust i czekali, czy sam zacznie oddychać, ale nic takiego nie nastąpiło. Gavo wziął suchy ręcznik i energicznie pocierał nim wątłe ciałko dziecka.
  - I co?
  - Nic.
  - Daj mu szprycę!
 - Nie... zaczekaj. No, co robisz!!! - krzyknął, widząc jak Ten-ku wbija małemu igłę w chudą pierś.
Monitor, na którym miała się pojawić krzywa wskazująca pracę serca, był czarny niczym nocne niebo zaciągnięte chmurami. Ten-ku pokiwał głową, złapał dziecko za główkę i wrzucił je do kontenera na odpadki biologiczne.
  - Zaczekaj! - wrzasnął Gavo i podbiegł do śmietnika, zajrzał do środka. - Dlaczego, to zrobiłeś?
  - To chyba oczywiste, nie żyje. Może z następnym się uda - powiedział zimnym, niewzruszonym tonem i opuścił laboratorium.
Stary naukowiec stał przez chwilę zrezygnowany, a potem zabrał się za sprzątanie. Kiedy skończył usiadł za biurkiem by sporządzić raport, wtedy usłyszał ciche skrobanie. Wstał i nasłuchiwał, znowu... delikatnie, na granicy słyszalności. Podszedł do kontenera - to stamtąd, tak mu się wydawało, dochodził dźwięk. Zajrzał do środka, na dnie z szeroko otwartymi, ogromnymi szarymi oczkami, leżało małe yautjańskie niemowlę. Miało małe rączki, nóżki, płaski brzuszek i bardzo jasną skórę. Niewielkie bezkłowe szczęki zaciśnięte były mocno. Dziecko leżało cichutko, nie płakało ani nie kwiliło, patrzyło tylko szeroko otwartymi oczami jakby wszystko rozumiejąc, co działo się dookoła niego. Gavo wyciągnął dłonie, a wtedy mały złapał go za palce, miał silny uścisk. Łowca wyciągnął noworodka ze śmietnika i trzymając go pod małymi pachami, uniósł na wysokość swojej twarzy. Uśmiechnął się do malucha.
  - Ładnie mnie witasz, Thei'de. Tak, tak cię nazwę, bo wywinąłeś się śmierci, a Thei'de znaczy śmierć.



       To było tak dawno temu, pomyślał i znowu ze smutkiem spojrzał na ślad po wybuchu.
  - I co? Widziałeś, jak walnęło? - usłyszał za sobą ponury głos Czerwonego.
Obejrzał się, młody Łowca wychodził właśnie zza sporej wydmy.
  - No coś ty, zgłupiał doszczętnie!!! - wykrzyknął naukowiec i w dziwnych podskokach podbiegł do Młodego. -  Myślałem, że ty sam siebie tak... bum, w powietrze. - Zdenerwowany wypluwał z siebie słowo za słowem, z uporem próbując jednocześnie przejrzeć maskę Czerwonego, chociaż dobrze wiedział, że to nie ma sensu.
  - Co? Miałbym bez powodu odebrać sobie życie? - obraził się Czerwony.
  - Thei'de? - upewnił się stary. To przechodzenie z jednej osobowości do drugiej zaczynało być problematyczne.
  - Nie, Wróżka Zębuszka, przyszłam po twój kiełek - odparł Thei'de z drwiną w głosie.
  - Co?
  - Psinco!
  - Czasami nie mam pojęcia, co ty do mnie mówisz. - Poddał się Gavo. Młody najwyraźniej nie miał ochoty na pogaduchy. - To jak...? Idziesz ze mną na mój statek? - zapytał w końcu ostrożnie.
  - Idę, bo chcę zobaczyć ten twój wrak.
  - Bardzo śmieszne, a czemu myślisz, że latam wrakiem?
  - No, jeśli twój okręt jest tak stary jak ty...
  - Bardzo, bardzo zabawne - odburknął naukowiec i skierował się w drogę powrotną.


Na miejsce, w którym podobno parkował statek Gavo, Łowcy dotarli już w kompletnej ciszy.
  - To, gdzie ta łajba? - zapytał znudzony już trochę Thei-de, niepewnie rozglądając się po okolicy.
  - Przed tobą - dumnie odparł naukowiec.
  - O, to strasznie mały musi być. Jakaś wersja kieszonkowa? Bo nic nie widzę - marudził Thei'de, jednak czuł dziwne mrowienie, jakby znalazł się w polu oddziaływania systemu antygrawitacyjnego. Gavo otworzył pokrywę przenośnego komputera i wprowadził komendę. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przed nim zaczął się materializować statek kosmiczny. Thei'de spojrzał do góry, stali bardzo blisko, więc musiał się odchylić do tyłu, bardzo mocno do tyłu, a i tak nie dostrzegł góry.
  - To jest twój statek? Przecież to między galaktyczny krążownik. Mogłem się spodziewać, że coś kręcisz.
Gavo, wnioskując z tonu głosu, wyobraził sobie wyraz twarzy Młodego pod maską; obojętny, zdegustowany, może nawet znudzony. Mylił się, Thei'de był szczerze zaskoczony i wprost nie mógł się doczekać zwiedzania tego kosmicznego giganta.
  - Nazywa się Bakuub - wyjaśnił Gavo.
  - "Włócznia"... - zamyślił się młody Łowca. - Pasuje mu - odparł po chwili z wyczuwalnym w glosie entuzjazmem. - Czekaj, czekaj... jak ty tym sterujesz?
  - A kto powiedział, że ja nim steruję? Na tym statku, mój drogi przyjacielu, są dwa tysiące Yautja: kobiet i mężczyzn.
  - Kobiety też tu są? Nie słyszałem, żeby podróżowały.
 - Bo zwykłe Yautjanki tego nie robią, a tu mamy niezwykłe kobiety. Rozumiesz? Nie? To zrozumiesz już niedługo. Poza tym wydaje mi się, że ty niewiele wiesz o naszym życiu.



      Statek wydał z siebie syk, gdy rozszczelniony właz opadł na powierzchnię planety. Dwaj Yautjańczycy weszli na niego i skierowali się do wnętrza statku. Czerwony nigdy nie widział tylu Łowców w jednym miejscu, kręcili się jak mrówki w gigantycznym kopcu.
On i Gavo szli teraz przez ogromny korytarz i kierowali się w stronę windy. Gavo nacisnął przycisk przywołujący urządzenie, czekali przez chwilę i nic. Stary naukowiec zaczepił jednego z przechodzących Yautjańczyków.
  - Co jest, winda nie dzieła? - zapytał.
  - Nie - usłyszał odpowiedź. - Idź schodami.
  - Co? Schodami?! To dziesięć pięter!
Zagadnięty Łowca wzruszył tylko ramionami i poszedł, mamrocząc coś, nie wiadomo, do siebie czy do osobnika, który śmiał go zaczepić.
Najgorsza nie była jednak sama wspinaczka, ale fakt, że schody były tak zaprojektowane, że z jednego pokładu na drugi można się było przedostać dopiero po przejściu całego niższego poziomu.
Ruszyli w stronę schodów, Thei-de podziwiał piękny, ogromny statek, który w środku wyglądał jak wnętrze ogromnej żywej istoty. Ściany i sufit łączyły się w jedną całość i były ożebrowane, a podłogę wyłożono czymś miękkim i zielonym. Młody mężczyzna zatrzymał się i kucnął, by dotknąć jej powierzchni - to, co pokrywało podłogę zielonym kobiercem, okazało się być czymś podobnym do mchu.
   - Co to jest? - zapytał Thei-de, gładząc dłonią powierzchnię podłogi.
Gavo, który tym razem szedł za Młodym, by nie spuszczać go z oczu, kucnął obok niego.
  - To taka specjalna roślina, wytwarza tlen w całym statku, a do tego fajnie wygląda i przyjemnie się po niej chodzi.
  - To dlatego macie tu taki półmrok? - dopytywał się Thei'de. Jego szare oczy wręcz świeciły z podniecenia, a cała twarz wydawała się promienieć.
  - Tak, ta roślinka nie lubi ostrego światła, rośnie na dnie lasu i zawsze jest w cieniu - wyjaśnił naukowiec, skrupulatnie notując w pamięci reakcje młodego Wojownika na wszelkie techniczne nowinki.
  - Rozumiem, ciekawe rozwiązanie.
  - Tak, szkoda, że nie nasze - powiedział Gavo, wstając i podchodząc do schodów, które okazały się być pionowo zainstalowaną drabiną.
Thei-de stanął pod nią i spojrzał w górę.
  - Miały być schody - powiedział.
  - A nie są?
  - Nieee... to jest dra-bi-na.
  - Drobny szczegół.
  - Dla ciebie szczegół, dla mnie istotna różnica.
  - Boże! Jesteś zupełnie jak on, cały Ten-ku.
Thei-de spojrzał na starego Yautję, a na jego twarzy obmalowała się bezgraniczna nienawiść. Otrząsnął się jednak i ruszył za naukowcem, wspinając się po stromych stopniach. Gdy znaleźli się na piątym poziomie, Gavo poprosił młodego Łowcę, by chwilę na niego zaczekał, a sam udał się do magazynu ze sprzętem elektronicznym. Nim odszedł nasłuchał się jeszcze narzekań Młodego na ignorancję zasad przepustowości ruchu, na brak dogodnej drogi ewakuacyjnej w przypadku jakiejś katastrofy, na bezsens latania takim molochem i kilku innych bezsensów, których stary nie mógł już słuchać.

Gavo wszedł do magazynu. Na wielkim, wygodnym fotelu siedziała niemłoda już kobieta i czytała, robiąc przy tym dziwne miny. Stary Yautja podszedł do niej i głośno odchrząknął.
  - No, co tam? - zapytała, nie spoglądając nawet na niego.
  - Witaj, Kir-jen.
  - A, to ty, stary draniu, już myślałam, że się ciebie nie doczekamy. Stary chciał lecieć bez ciebie.
  - Domyślam się. Słuchaj, Kir-jen, masz może skaner do manipulatora?
  - A po co ci to?
  - Potrzebuję.
  - Sprawdzę, ale nie mogę ci nic obiecać. Zaczekaj tu.
Kobieta wstała i podeszła do swojego biurka by sprawdzić w komputerze, czy ma dane urządzenie na stanie.
  - Nie, niestety, mam tyko do scalaka.
  - Może być, dobre i to.
Kir-jen wydała mu sprzęt, uważnie mu się przyglądając. On ukrył go w niewielkiej torbie, którą miał przymocowaną do paska, a potem wrócił do czekającego na niego Thei'de.


Wspinaczka zajęła im paręnaście minut - sterownia statku znajdowała się na samej górze. W końcu dotarli do celu i Gavo wprowadził Czerwonego na mostek.
Tu, podobnie jak na każdym pokładzie, podłogę wyścielała zielona masa, ściany jednak nie wyglądały jak żebra, były zupełnie gładkie i błękitne. Thei'de zastanawiał się, po co im te kolory, skoro i tak bez masek ich nie rozróżniają. Założył więc maskę i ustawił swój skaner na podczerwień, by widzieć tak, jak wszyscy Yautja i rozejrzał się po pomieszczeniu. Okazało się, że na tle tych ścian świetnie widać każdego ciepłokrwistego osobnika znajdującego się w pomieszczeniu. Młody mężczyna podszedł do jednej ze ścian i dotknął jej; była wyjątkowo zimna, zimniejsza niż powinna być. Chłodzą je, pomyślał, sprytne.
  - Lecimy? - zapytał Gavo wysokiego Łowcę stojącego na środku i wpatrującego się w wielkie okno.
  - Nie, nie lecimy - odparł tamten, nawet na nich nie spoglądając.
  - Dlaczego?
  - Bo jakiś idiota odpalił bombę i impuls elektromagnetyczny rozwalił nam elektronikę, działa tylko kamuflaż i oświetlenie! - udzielił wyczerpującej odpowiedzi kapitan statku.
Gavo spojrzał na Thei'de, a ten wzniósł oczy w górę, śmiesznie wykrzywił dolne kły i zadudnił przy tym cicho, udając zdziwienie.
  - Skoro twoja łajba nie działa, to ja wracam do siebie - oznajmił. - Tak myślę, że skoczę chyba na Ziemię. - Głos Thei'de nagle zmienił swój tembr. Gavo zaskoczony spojrzał na niego. Twarz Czerwonego przybrała dziwny wyraz, górne kły drżały mu nieznacznie, a wzrok skupiał się na jednym punkcie. Gavo podążył za tym spojrzeniem i poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy uświadomił sobie, że Thei'de przygląda się ludzkiemu dziecku, które siedziało tuż przy nogach kapitana statku, który trzymał i tresował je jak domowe zwierzątko.
Nagle Thei'de odwrócił się i bez słowa wyszedł.
  - Czekaj! - krzyknął za nim Gavo. - Idę z tobą. - Nie mógł przecież dopuścić, by Młody znowu mu się wymknął, a bez manipulatora nie maił nad nim władzy. - Co chcesz tam robić? - wysapał, biegnąc za nim.
  - Polować.

Naukowiec zwolnił, w sumie nie zdziwił się, wiedział, jakich genów on i Ten-ku użyli do stworzenia chłopaka, wiedział, że ta ciemna, zwierzęca strona natury Thei'de zawsze będzie mu towarzyszyła. Dziwił go jednak fakt, że młody Yautjańczyk potrafi być taki opanowany i zdystansowany do otaczającego go świata. Wiedział, że musiało być mu trudno, zwłaszcza w okresie dojrzewania, burza hormonów niejednego młodego Yautję zaprowadziła na złą ścieżkę; to dlatego szkolono ich od dzieciństwa i wprowadzano ostrą rywalizację, żeby nie mieli głupich pomysłów. Może izolacja Thei'de miała dobry wpływ na niego? A może zupełnie odwrotnie? Tego jeszcze nie wiedział. Wiedział natomiast, że chłopak był jak dzikie zwierzę, które ktoś nagle obdarował dużą inteligencją. Możesz wytresować zwierzaka, ale nigdy nie możesz być pewien, kiedy ten zwierzak nie odgryzie ci dłoń.



10 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażeniem. To jak opisałaś narodziny Thei'de... i to co zrobił Ten-ku. Skoro jestem pod wrażeniem to bądź z siebie dumna, bo aż miałam niemiły dreszcz na plecach jak to czytałam. A scena kiedy Then-ku wyrzuca małego jak śmiecia... jejku. Naprawdę to aż boli - biedny mały Thei'de. Udało Ci się - nie przepadam za nim, ale teraz mnie jego historia na tyle poruszyła, że mam do niego jakieś cieplejsze uczucia...
    Brawo! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych tragicznych przeżyć mały miał trochę więcej, w końcu jest eksperymentem - obiektem badań. Ale i do tego dojdziemy.

      Usuń
    2. Jak tak dalej będziesz pisać to niedługo będę chciała go przytulić i pocieszyć :D

      Usuń
  2. http://images4.wikia.nocookie.net/__cb20130712172341/avp/images/thumb/0/0e/Big_Red_03.jpg/321px-Big_Red_03.jpg

    Thei'de? :)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to jest pierwowzór Thei'de http://3.bp.blogspot.com/-7HBNNQMR3nI/Th8fwGGtmFI/AAAAAAAAZFQ/TiG3wKLnwUU/s1600/RED_PREDATOR.jpg

      Usuń
    2. A to tak dla jaj: Deceptikon, który wygląda jak Predator http://pichost.me/1451908/

      Usuń
    3. Przystojny drań z niego xD
      Oj nie dziwię się, że Sha-uni się spodobał ;) jakbym nie była na zabój zakochana w Dachande/Yeyinde to też by mnie drań zauroczył. ^^

      Haha, słusznie zawsze ich lubiłam. Przepiękny jest :D

      Usuń
  3. jesteś okrutna,nieczuła, bez serca!!!!!!!! Jak możesz tak skąpo dawkować nam dalsze losy bohaterów? Na ten blog trafiłam przez blog.onet. Tam z fascynacją czytałam rozdział ze środka opowiadania. Po czym trafiłam na info, że przeniesione zostało tutaj. Z mrowieniem na plecach i ściskiem żołądka pół dnia śledziłam losy Sha-uni i Nan-ku. I co? i takie rozczarowanie? A gdzie rozdziały doprowadzające do Czas nagli? Niedosyt, rozgoryczenie, żal, złość, ale i zaciekawienie, zniecierpliwienie, fascynacja... Już dawno nikt nie wzbudził we mnie tyle emocji. Możesz czuć się dumna ;-). Codziennie będę tu zaglądać by sprawdzić, czy udostępniłaś już kolejne rozdziały. A może jednak się zlitujesz i odblokujesz archiwum na blog.onet? Pozdrawiam ciepło i idę spać. Zapewne po taka dużej, dziennej dawce Yautja to pewnie w snach sama się zamienię w Łowcę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, ale nie odblokuję tamtego archiwum, bo uważam, że stare rozdziały są, delikatnie mówiąc, niedopracowane. Poza tym opowiadanie stało się zbyt zawiłe, nawet jak dla mnie i muszę się jeszcze zastanowić, czy fabuła potoczy się tak, jak w pierwotnej wersji. Na pewno coś zmienię, bo zaczynamy się powoli zbliżać do wydarzeń, które tak naprawdę nakręciły całą historię. Postaram się trochę częściej publikować, a to nie łatwe, bo piszę jeszcze trzy inne dziwactwa.

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc pozostaje mi jedynie uzbroić się w cierpliwość ;-). nie zmieniaj jednak za bardzo koncepcji, często lepsze jest wrogiem dobrego, a pierwsza myśl najczęściej jest tą właściwą, potem to już tylko kombinowanie :-)

    OdpowiedzUsuń