wtorek, 29 października 2013

18. Czas na zmiany

     Yu-shen, najstarszy syn Mu-shena - wielkiego Łowcy, członka Rady Starszych i Honorowego, siedział zamknięty w celi pod domem swojego ojca. Zawsze posłuszny, bez sprzeciwu wykonywał wszystkie jego polecenia, nawet te, które sprzeczne były z Kodeksem Honorowym i prawem cywilnym, nawet te, które sprzeczne były z jego własnym sumieniem. Nigdy się nie sprzeciwił, nigdy nie żądał niczego w zamian, chciał tylko, by ojciec był z niego dumny, chciał widzieć ten wyraz twarzy, gdy wracali z misji i wszystko było załatwione tak, jak chciał tego ojciec.
      Pierwsze dni spędzone w uwięzi były najgorszymi chwilami w jego życiu. Świadomy śmierci ukochanej kobiety i dwójki synów sam pragnął umrzeć. Nie mógł jednak sobie jej zadać, bo wciąż był obserwowany. Jeden z jego braci pilnował go bezustannie, a po paru godzinach przychodził jego zmiennik i Yu-shen nigdy nie był sam.
Potem przyszła złość i chęć zemsty. Syn Mu-shena wiedział, że ojciec będzie chciał go złamać, nie zabije go, o nie, to byłoby zbyt proste. Ojciec każe mu żyć i w każdej dogodnej chwili będzie mu przypominał, że to przez jego nieposłuszeństwo zginęła Mirja i dzieci.
Yu-shen postanowił, że zaczeka na odpowiednią okazję i zabije ojca - choćby miał za to odpowiedzieć życiem, choćby miał czekać latami... w końcu go zabije - i zrobi to tak, żeby stary wiedział, że umiera. Powoli wykrwawi go kropla po kropli, powyrywa mu kły, wykuje oczy, wyrwie włosy i rozczłonkuje ciało, a może nawet nawinie jego jelita na swoją włócznię, kiedy ten będzie jeszcze żył.
Zamknięty Yautjańczyk poczuł przypływ adrenaliny, przypomniał sobie słodki, odurzający zapach krwi. Przypomniał sobie Łowcę, który przyszedł uwolnić starego więźnia. Ironia losu - pomyślał - szukaliśmy go po całej galaktyce, a on sam do nas przyszedł.
Yu-shen wiedział, co zrobił tamten z jego braćmi, ale najbardziej zaskoczyła go wiadomość, jak tamten rozprawił się ze starym mistrzem; podjął decyzję, musi go odnaleźć, jeśli jego zemsta ma się udać, musi odnaleźć Łowcę w czerwonej zbroi.

*

     Nastał czas zbiorów. Na dużej, ciepłej i wilgotnej planecie klimat sprzyjał wzrostowi roślin, więc Yautjańczycy nie znali głodu. Każda rodzina posiadała własny, mały ogród warzywny oraz sad w pobliżu domu, a na wielkich polach za miastami, na masową skalę, uprawiano wszystkie niezbędne do przetrwania gatunki roślin oraz hodowano zwierzęta na mięso i skóry.
Rodzina Mu-shena zgodnie z wielopokoleniową tradycją, która nakazywała uczczenie tej pory, wyruszyła wraz z innymi yautjańskimi rodzinami na zbiór dzikich owoców. Wszystkie kobiety, dzieci małe i starsze oraz synowie Mu-shena, jako obstawa, udali się do pobliskich lasów. Zbierano owoce, z których przyrządzano nalewki  i soki oraz zioła niezbędne w kuchni, nadające potrawom wspaniały smak i aromat. W obecnych czasach te zbiory były już bardziej pretekstem do spotkań niż rzeczywistą potrzebą zgromadzenia zapasów. Nawet lasy w pobliżu stolicy, niegdyś pełne dzikich i niebezpiecznych zwierząt, były teraz niczym parki - odgrodzone od reszty puszczy, utrzymywane w czystości, ze stałą populacją niegroźnych mieszkańców.

Sha-uni, która ze względu na swój stan i to, co przeszła jakiś czas wcześniej, nie mogła uczestniczyć w tej corocznej wyprawie, nawet nie miała na nią ochoty. Korzystając z nieobecności rodziny i faktu, że ojciec był na zebraniu Rady, dziewczyna postanowiła odwiedzić Yu-shena. Zeszła do piwnic, gdzie mieściły się cele i uprosiła pilnującego więźnia, by pozwolił im porozmawiać na osobności. Usiadła na podłodze przy kratach i spojrzała w głąb celi. W kącie na pryczy leżał Yu-shen i wpatrywał się uparcie w sufit, dając Sha-uni w ten sposób znać, że nie jest tu miłe widziana. 
   - Yu-shen - zaczęła cicho, spoglądając w podłogę - tak mi przykro.
   - Przykro?! To wszystko?... Musiałaś to zrobić?
  - Skąd mogłam wiedzieć, że masz mnie pilnować? A poza tym, to ty... Przepraszam. - Nie odrywała wzroku od podłogi.
   - To i tak już nic nie zmieni, oni nie żyją - odburknął brat i odwrócił się do niej plecami.
   - Tego nie wiadomo. 
   - Co? - Usiadł i zapatrzył się w jej bladą twarz.
   - Goth i reszta jeszcze nie wrócili i nie dają oznak życia. Wczoraj ojciec wysłał Mo, by sprawdził co się stało.
Zapadła cisza, Yu-shen zastanawiał się nad czymś intensywnie.
   - To jeszcze o niczym nie świadczy, pewnie zabalowali gdzieś, albo Goth narozrabiał. - Zamilkł, po czym wstał, podszedł do krat i kucnął obok siostry.
   -  Musisz mi pomóc - powiedział w końcu.
   - Yu, nie mogę cię uwolnić.
  - Nie, nie o  to mi chodzi. Powiedz mi wszystko o tym, który zabił naszych braci, wszystko... nawet najdrobniejszy szczegół, nawet jeśli będzie ci się on wydawał błahy. Muszę wszystko o nim wiedzieć, muszę wiedzieć, dlaczego ojcu tak bardzo na nim zależy, dlaczego kazał nam złapać go żywcem i dostarczyć do domu, a nie do siedziby Rady.
Sha-uni zamknęła oczy i pokręciła przecząco głową.
   -Nie mogę, przykro mi, ja naprawdę nie mogę, nie chcę o nim myśleć.
   - Więc nie myśl! - Zdenerwował się mężczyzna.
   - Yu, wiesz, co on mi zrobił, nie proś mnie o to!
   - Nie chcesz o nim mówić, to chociaż zdobądź nagranie.
   - Jakie nagranie?
  - Dziewczyno, myśl! Z maski mistrza. On był starym, szczwanym lisem, na pewno uruchomił nagranie. Zawsze nagrywał nasze potyczki, by później wytykać nam nasze błędy, nie pamiętasz?
   - Tak, lecz jeśli cokolwiek nagrywał, to ojciec, z całą pewnością, ukrył gdzieś nagranie.
   - Owszem, w swoim gabinecie. Za jedną ze ścian jest ukryty tajemny pokój.
   - Skąd o nim wiesz?
  - Jestem jego najstarszym synem, wiem o wielu rzeczach, o których tobie, jego żonom czy chociażby naszym braciom nawet się nie śniło.
   - Ale...
   - Dam ci hasło, wkrótce święto zbiorów i będzie okazja. Musisz to dla mnie zrobić.
   - Dobrze - skinęła.
  - Więc idź już! Nie, zaczekaj! Wyślij tę wiadomość, adres odbiorcy sam się aktywuje po umieszczeniu dysku w komputerze.
Sha-uni wzięła niewielki zielony krążek z dłoni brata, czuła, że jest mu to winna, że to przez jej głupotę znalazł się w takiej sytuacji. Postanowiła zrobić wszystko, by mu pomóc, wiedziała, że ojciec często łamał kodeks, na straży którego - z racji zajmowanego stanowiska - winien stać. To nagranie to mała cena za śmierć rodziny Yu-shena.

*

     Zebranie Rady Starszych odbywało się raz na dziesięć dni, chyba że wydarzyło się coś ważnego, wtedy zwoływano nadzwyczajne posiedzenie bez względu na czas i miejsce pobytu Radnych.
W wielkiej, okrągłej sali znajdowało się dziewięć dość sporych foteli, każdy przypisany był jednemu Radnemu, im miejsce było bliższe środka, tym status Radnego był wyższy. Na samym środku znajdowało się miejsce Przewodniczącego.
Mu-shen zajmował drugie miejsce od środka, więc był jednym z ważniejszych jej członków. Siedział na swym miejscu i spoglądał na widok za wielkimi oknami. Myślał, że już wkrótce spełni się to, o co walczył i o czym marzył, jego rozważania przerwał Przewodniczący Rady.
   - Panowie, skoro wszyscy już są, to myślę, że możemy zaczynać. Pierwsza i najważniejsza sprawa dotyczy klanu Złej Krwi. Has'muth przygotował raport. Przewodniczący kiwnął w stronę wymienionego, a ten wstał ze swojego miejsca by być lepiej widocznym i słyszanym.
   - Nie będę teraz czytał całego raportu, macie go, panowie, każdy w swoim komputerze, przedstawię tylko pokrótce sytuację. Otóż, jeden z naszych szpiegów doniósł nam o wyjątkowej aktywności na Styksie, głównej planecie należącej do wyrzutków.
   - Co masz na myśli mówiąc: aktywność?
 - Rekrutacja, tak Zła Krew tworzy armię. Do tej pory żyli w miarę spokojnie, podróżowali po wszechświecie, szukali nowych miejsc do polowań i nie wychylali się za bardzo, ale ostatnio ogłoszono pobór do... - Has'muth zerknął w notatki - Oddziałów Porządkowych i nie byłoby w tym nic dziwnego, bo wiemy, kto ląduje wśród wyrzutków, gdyby nie liczebność tych oddziałów.

Zapadła cisza, a Przewodniczący rozejrzał się po sali, przyglądając się kolejno każdemu z członków Rady.
   - To ilu ich jest? - zapytał od niechcenia Mu-shen.
   - Na razie dwie armie po dwa tysiące wojowników.
   - To nie aż tak dużo - zauważył beztrosko Mu-shen.
  - Może i nie, ale należy pamiętać, kto się w tych oddziałach znajduje. To nie są nieopierzeni młodzieńcy z klanu Młodej Krwi. Wiecie, że nie siedzą w domach w ciepłych kapciuszkach i nie grzeją kości przy kominku.
   - Przesadzasz - wtrącił się Mu-shen.
Has'muth spojrzał na niego. - Czyżby? - zapytał i kontynuował. - Druga sprawa to liczebność ich floty. W naszej galaktyce ostatnio podwoiła się liczba ich okrętów, podejrzewamy, że czegoś szukają, ale jeszcze nie wiemy czego.
   - Czy wasze obawy nie są trochę na wyrost? - po raz kolejny zabrał głos Mu-shen. - Co zamierzacie?Przecież już kilkakrotnie próbowaliśmy z nimi walczyć; bezskutecznie. Siłą nic nie wskóramy, moim zdaniem prościej będzie nagiąć trochę stare prawa i przywrócić Złą Krew społeczeństwu, oczywiście tych mniej szkodliwych a resztę...
   - Dosyć! - przerwał mu Przewodniczący. - My stoimy na straży starych praw. Nie zmieniano ich od pokoleń. Nie zrobił tego nikt przed nami i my tego też nie zrobimy.
    - A, może już najwyższy czas coś zmienić, ruszyć się naprzód a nie ciągle...
  - Nie! Zamilcz! Twoje słowa sączą jad. Czy to twoja oficjalna postawa? Bo jeśli tak, to będziemy zmuszeni zastanowić się nad dalszym sensem twojego członkostwa w Radzie. - Przerwał mu Przewodniczący.
   - Zrobicie, jak chcecie, ja tylko chciałem zapobiec przelewowi krwi, ale jeśli taka wasza wola... - zakończył Mu-shen i opuścił salę.


Przewodniczący kiwnął głową, narada była skończona, jutro spotkają się znowu, skoro dziś nie doszli do porozumienia. Wszyscy Radni wyszli. W wielkiej sali pozostał tylko Przewodniczący i Has'muth.
   - Co o nim myślisz? - zapytał Przewodniczący.
   - Nie wiem, jego poglądy są dość dziwne, ale to o niczym nie świadczy.
   - Nie znasz go tak dobrze jak ja. On nie robi niczego, jeżeli nie ma w tym swojego interesu. 
   - To nie znaczy, że jest zdrajcą... Ale będę miał go na oku, innych zresztą też. 
  - Jesteś w radzie dopiero od pięciu lat, więc nie pamiętasz tego, co działo się tu za czasów starego Przewodniczącego. Już wtedy Mu-shen miał dziwne poglądy i groziło mu wydalenie, ale Przewodniczący stanął po jego stronie. Odniosłem wtedy wrażenie, że stało się coś, co miało wpływ na jago decyzję. Do dziś nie wiem, co to było, ale... Sam nie wiem, po prostu miej na niego oko.


5 komentarzy:

  1. atmosfera zaczyna się zagęszczać, napięcie rośnie... Uwielbiam ten stan. Mam tylko nadzieję, że dokładnie przemyślisz zakończenie. Czytałam ostatnio książkę, która zapowiadała się na lekturę mojego życia, aż do ostatniego rozdziału. Rozwiązanie wątków było strasznie żenujące. miałam odczucie, że napisało je dziecko. Książka w złości i rozczarowaniu poleciała w kąt. Innych tytułów tej autorki więcej już nie tknę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A cóż to było za "dziełło"? Bo mnie zaintrygowałaś. W zasadzie czeka nas jeszcze wiele zmian, na koniec mam pewien pomysł, ale to się dopiero okaże - ja też nie cierpię przewidywalnych zakończeń. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta nagła zmiana Sha-uni mnie dobiła. Była wojowniczką, Łowczynią, zabijała.... a teraz tak nagle stała się taką miękką kluchą ;/ Reszta bohaterów wręcz przeciwnie, stała się o wiele ciekawsza niż na początki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj jej szansę, obiecuję, że się otrząśnie, potrzebuje tylko trochę czasu i odpowiedniego impulsu. :)

      Usuń
    2. No jak sie tak wolno pojawiają rozdziały to cięzko mi przypomnieć sobie co robiła w ostatnim xD Ze wszystkim postaci to ją lubię najmniej... ją i tę starszą kobietę Marcusa :)
      Po prostu to stało się tak nagle, tu że trenowała, zabijała, znała się na broniach, a nagle taka rozlazła się stała, płaczliwa o bojaźliwa... Może się zmieni :)

      Usuń